poniedziałek, 4 listopada 2019

Przepis na placki typu pita z 3 składników! Ławo, szybko i smacznie!

Hej,
dziś podzielę się z wami jednym z prostszych przepisów, dzięki któremu codziennie rano jem śniadanie, które wywołuje uśmiech na mojej buzi. Według mnie jedną z funkcji jedzenia jest właśnie wywoływanie uśmiechu!



Jeżeli zgadzacie się ze mną w tej kwestii to zachęcam do przeczytania postu.

Od wielu lat mieszkam w Azji i niestety znalezienie tutaj jakiegoś w miarę normalnego chleba bez 30 składników jest bardzo trudne. Jet możliwe oczywiście, ale taki chleb kosztuje fortunę! Najbardziej popularnym chlebem jest chleb tostowy... Jak sami wiece chleb tostowy to syf, więc staram się go nie jeść zbyt często, ale czasami nie miałam wyjścia. 

Od jakiegoś czasu przygotowuję sobie na śniadania tofucznicę, na którą przepis znajdziecie w filmie 



Mogę spokojnie powiedzieć, że jest to moje ulubione śniadanie, ale tofucznica z chlebem tostowym jakoś mi nie pasowała. Mieszkam na Bali, dlatego czasami ciężko jest mi znaleźć produkty łatwo dostępne w Polsce i miałam problemy między innymi ze znalezieniem drożdży, albo zakwasu, żeby zrobić sobie taki normalny chleb.

Szperałam wiec w internecie przez długie godziny i w końcu znalazłam to, czego szukałam!
Prosty chlebek z patelni z 3 składników!

Nie mam jakichś wybitnych zdolności kulinarnych, więc zastanawiałam się, co mi z tego przepisu wyjdzie i spodziewałam się najgorszego ;). Ale wiecie co? Udało się, pomimo tego, że nie trzymałam się proporcji z przepisu i przygotowałam wszystko na wyczucie.

Jeżeli wypróbujecie ten przepis to dajcie znać, co myślicie!


SKŁADNIKI
- mąka 
- woda 
- sól
- olej/ tłuszcz do smażenia
(opcjonalnie możecie dodać do ciasta ulubione przyprawy, albo czosnek)

Jeżeli chodzi o mąkę to ja korzystam z mąki pszennej, ale możecie też poeksperymentować z innymi rodzajami. Kiedyś korzystałam z mąki ryżowej i placki były bardzo smaczne, ale przygotowanie ciasta zajmowało mi zbyt dużo czasu

Z wodą jest luzik, bo możecie użyć kranówki. Ja niestety nie mogę, bo na Bali woda z kranu nie nadaje się do spożywania. Najlepiej sprawdzi się letnia woda! Nie polecam ani zbyt chłodnej, ani zbyt ciepłej. Jeżeli woda będzie zbyt ciepła, to zrobią wam się kluski, a nie ciasto (przechodziłam przez to sama)

Jeżeli chodzi o tłuszcz, to ja sama korzystam z oleju kokosowego i bardzo lubię ten lekki, kokosowy posmak

JAK WYKONAĆ CIASTO?

Wsypcie make do pojemnika w którym będziecie wyrabiać ciasto. ja wsypałam pok 3/4 szklanki, ale wszystko zależy od tego, jak bardzo głodni jesteście, albo jak dużo znajomych zapraszacie na jedzenie.


Następnie wsypcie sól. Sól, której używam na Bali ma bardzo słaby smak, więc ja wsypuję ponad 2 szczypty soli, ale w normalnym przypadku półtorej szczypty soli powinno wystarczyć.
Dodajcie wodę! Pamiętajcie jednak o zasadzie - lepiej mniej niż więcej!

Jak możecie zobaczyć ja wlałam za dużo wody i wyszła mi taka mamałyga


Tak wodnistego ciasta nie da się wyrobić. My będziemy dążyć do uzyskania takiej konsystencji, żeby ciasto nie przyklejało się do palców.

Jeżeli wam również zdarzy się dolać za dużo wody, to po prostu dosypcie więcej mąki 


I zacznijcie wyrabiać ciasto. 


Im lepiej wygnieciecie takie ciasto, tym lepiej. Jeżeli ciasto nie przykleja wam się do placów - brawo! Będziecie mieli pyszne placki!

Ja zazwyczaj dzielę ciasto na mniejsze porcje i wyrabiam je oddzielnie, bo tak mi jest po prostu wygodniej. Później formuję z nich kilka kulek.


Te kulki rozwałkowuję i tworze placki o grubości mniej więcej 3-5 mm


teraz czas rozgrzać tłuszcz. Na patelnię wlewam olej kokosowy i czekam aż olej będzie rozgrzany. Pamiętajcie o tym, żeby nie wrzucać naszej pity na tłuszcz zbyt wcześnie, bo jeżeli olej nie będzie wystarczająco ciepły, to tłuszcz wsiąknie do placka i będzie zbyt tłusty.


Jeżeli tłuszcz jest już gorący i skwierczy, to czas wrzucić pierwszy placek!


Długość smażenia zależy od rodzaju patelni, oraz waszych palników, czy płyty indukcyjnej. Ja zazwyczaj obracam placek na drugą stronę po ok 2 minutach, ale kontrolujcie po prostu kolor placka. Jeżeli odpowiednio się przyrumieni, to czas przerzucić go na drugą stronę



I gotowe! 
Ja widzicie przepis jest banalnie prosty i nie wymaga zbyt dużo pracy 


Jeżeli macie ochotę, to dorzućcie sobie do ciasta ulubione przyprawy, albo posiekany czosnek. Ja zazwyczaj dodaję kurkumę i sproszkowana paprykę.

A tak wygląda moje całe śniadanie!
Smacznego :)


Wszystkie zdjęcia zostały wykonane telefonem 

Do szybkiego robienia ładnych zdjęć polecam też

oraz 

Czym nagrywać filmy na YouTube, jeżeli nie znam się na kwestiach technicznych i ustawieniach aparatu?

Zanim odpowiem na pytanie z tytułu tego posta, pozwól że opowiem o moich nieudolnych początkach i o tym, jakie rozwiązania nie sprawdziły się u mnie.

Jeżeli oglądasz mój kanał na YouTube (Pantinka) i już trochę mnie poznałeś to pewnie wiesz, że jestem spontaniczna, nie lubię czytać instrukcji obsługi i studiować kwestii technicznych przez długie godziny, dni albo i tygodnie.

Jestem jedną z tych osób, która lubi działać od razu i widzieć efekty jak najszybciej! Kiedy wpadłam na pomysł, że zacznę nagrywać i montować filmy, nie do końca wiedziałam jak się za to zabrać. Pożyczyłam od taty jego stara lustrzankę (która nadal była dość nowa i na pewno droga) i ruszyłam na miasto nagrywać. Pierwsze ujęcia nagrałam na starówce w Warszawie nie wiedząc nawet jak obsłużyć mój nowy sprzęt. W swojej ignorancji pomyślałam, że na bank szybko rozgryzę to urządzenie.

Nie rozgryzłam!

Film był bardzo ciemny, nie było żadnej stabilizacji, więc rozbolały mnie oczy, kiedy później przysiadłam do montażu. Nagrałam też film pionowo, a nie poziomo, przez co nic sensownego nie udało mi się skleić.
Zaczęłam bawić się ustawieniami aparatu i zrozumiałam, że tutaj przydałyby się dodatkowe obiektywy; dodatkowo lepiej nagrywać z ustawieniami ręcznymi, niż lecieć na automacie; a ja nie wiedziałam i nie rozumiałam nic w tym temacie.
W tym momencie zniechęciłam się do nagrywania, bo wiedziałam, że przestudiowanie tematu zajmie mi kilka dni, jeśli nie tygodni, a ja chciałam działać już teraz.

Pewnie nigdy nie zaczęłabym nagrywać na youtube, gdyby nie moja koleżanka, która powiedziała mi - olej na początek takie profesjonalne nagrywanie - pobaw się trochę telefonem. W tamtym momencie miałam jakiegoś beznadziejnego i starego samsunga, więc jakość była słaba, ale telefon miałam zawsze pod ręką i mogłam zacząć nagrywać od zaraz! No i spodobało mi się!

Później zmieniłam telefon na Iphone 6s i jakościowo było już o niebo lepiej, ale stabilizacja była niestety do kitu i kiedy filmy były zmontowane, to obraz tak się trząsł, że mi samej nieprzyjemnie się to oglądało. Kiedy przeprowadziłam się do Hong Kongu (rok temu) kupiłam w końcu stabilizator do telefonu (Dokładnie taki stabilizator).
Na początku byłam bardzo zadowolona i od razu powiem wam, że te stabilizatory działają rewelacyjnie, a obraz jest bardzo płynny. 

Niestety zauważyłam, że w moim przypadku ten stabilizator się nie sprawdza, ponieważ co jakiś czas chcę zrobić ujęcie z nakierowaniem na moją twarz i wówczas musiałam wyciągać telefon ze stabilizatora, a potem ponownie go montować. Przy takich urządzeniach zamontowanie telefonu i wyważenie całego sprzętu zajmuje dość sporo czasu, a ja tego czasu nie miałam. Czasami w trakcie nagrywania chciałam coś szybko powiedzieć, a później wrócić do nagrywania otoczenia. Wiele razy umknęły mi ciekawe ujęcia, ponieważ montowanie telefonu zajęło mi zbyt dużo czasu!

Pamiętam, że kiedyś wchodziłam na prom w Hong Kongu, nawijałam sobie o czymś w opcji selfie i zobaczyłam dużą grupę marynarzy! Chciałam ich nagrać, ale wychodzili oni z promu, a ja na niego wchodziłam. I ja i oni byliśmy w ruchu. Wiedziałam, że bez stabilizatora ujęcie będzie beznadziejne, więc jak najszybciej chciałam zamontować telefon i kiedy już się udało to... marynarze zniknęli z zasięgu mojego wzroku...
Podobnych sytuacji było sporo niestety.

Stabilizator oddałam mojej przyjaciółce Natalii, która prowadzi biznes związany ze sztuką i z artystami. Jej taki stabilizator przydał się bardzo. W jej przypadku ujęcia są bardziej stabilne. Natalia nagrywa dzieła sztuki, bez spontanicznego nawijania do kamery, bo jej kontent jest inny. Jeżeli więc uważasz, że nie będziesz musiał często zmieniać opcji nagrywania i ujęć, to stabilizator może Ci się przydać, bo ujęcia z niego naprawdę dobrze wyglądają!

U mnie to się jednak nie sprawdziło. Zastanawiałam się jaką kamerę kupić. Zależało mi na czymś małym, łatwym w obsłudze i takim, co sprawdzi się na ustawieniach automatycznych, bez konieczności ręcznego bawienia się z ISO, balansem bieli i tych wszystkich pozostałych rzeczy, na których się nie znam. Kiedy zastanawiałam się, co kupić, przypadkowo poznałam jednego z najlepszych polskich youtuberów!
Czyli Pana, dzięki któremu sporo z was usłyszało o mnie po raz pierwszy :)

Tak jest! Chodzi o KRZYSZTOFA GONCIARZA!

Krzysiek nagrywał prawie wszystko profesjonalnym i skomplikowanym (dla mnie) sprzętem, ale kiedy któregoś razu, kiedy łaziliśmy po Hong Kongu zobaczyłam, że Krzysiek nagrywał pewne ujęcia małym, dziwnym sprzętem. Spytałam się, co to i jest i wtedy poznałam OSMO POCKET (sprawdź ceny). 
Malusieńkie urządzenie, które jest banalnie proste w obsłudze, które ma opcję do nagrywania selfie no i którym można nagrywać nawet w 4k!


Tę kamerę mogę wam polecić z czystym sumieniem, ale polecam też dokupić do niej zewnętrzny mikrofon, bo inaczej dźwięk jest bardzo słaby.

Zaczęłam nagrywać Osmo Pocket i ta kamera w zupełności mi wystarczała. Mogłam bawić się różnymi opcjami, jak np timeplaps, czy slow motion.

W czerwcu pojechałam na wakacje na Bali i wtedy zdałam sobie sprawę, że przydałaby mi się kamera wodoodporna. Zdałam sobie z tego sprawę podczas nagrywania miedzy innymi tych odcinków 


Postanowiłam też kupić drona i zainwestować w to, żeby moje filmy były ciekawsze!

Byłam bardzo zadowolona z  Osmo Pocket, dlatego postanowiłam pozostać przy marce DJI i kupiłam OSMO ACTION (sprawdź cenę)
W dużym skrócie, jest to kamera podobna do Go Pro. Dla mnie istotną kwestią jest to, że kamerka ma dwa ekrany i dzięki temu, widzę co nagrywam w selfie mode!



Poza tym kamera ma wbudowaną stabilizacje obrazu (która działa naprawdę rewelacyjnie), dobry mikrofon, dzięki czemu teraz często nagrywam bez zewnętrznego mikrofonu oraz jest wodoodporna. Można z nią nurkować do 11 metrów. Kamerkę szybko zamontowałam na statywie i takim sprzętem teraz najczęściej nagrywam.
Dodatkowo korzystam też z opcji timelaps i slow motion. Kamera do tej pory cały czas jest niezawodna, więc zdecydowanie mogę ją wam polecić. Cena wcale nie jest wysoka - sam zobacz 

Wspomniałam o dronie. W czerwcu kupiłam mojego pierwszego drona i jestem zachwycona! Zdecydowałam się oczywiście na DJI, a dokładniej na MAVIC AIR



Zależało mi na sprzęcie, który będzie relatywnie mały, bo sporo podróżuję. Sam dron waży niecałe pół kilograma!
Obsługa sprzętu to bułka z masłem! Serio trzeba się postarać, żeby drona rozbić, więc jeżeli obawiacie się, że sobie nie poradzicie z nawigacją, to jesteście w błędzie.

Jeżeli nie musicie tak bardzo przejmować się rozmiarem sprzętu, to polecam wam  również MAVIC PRO! Jakie są główne różnice dla laików takich jak ja? Przede wszystkich długość trwania baterii! Jedna bateria w MAVIC AIR wytrzymuje ok 20 minut, a w MAVIC PRO prawie pół godziny.
Oczywiście różnic jest więcej i jakość nagrań z Mavic Pro jest zdecydowanie lepsza niż z Mavic Air, ale przy moim nagrywaniu na youtube, gdzie większość widzów ogląda filmy na telefonie, ta różnica będzie niezauważalna.

Od czasu do czasu nagrywam niektóre ujęcia również telefonem! Zwłaszcza kiedy gotuję, albo kiedy widzę coś ciekawego, a moja kamera jest na dnie plecaka.
Jestem bardzo zadowolona z jakości nagrań z mojego telefonu i mogę wam polecić firmę XIAOMI. Ja mam XIAOMI 8 , teraz jest to już starszy model, ale ja dalej jestem z niego zadowolona, więc na razie nie zmieniam telefonu. Jeżeli jednak interesujecie się nowinkami technologicznymi to najnowszy telefon Xiaomi 9 oraz Xiaomi 8 Redmi są rewelacyjne. 

Jestem pewna, że kiedy postanowię zmienić telefon na nowszy model, to będzie to właśnie Xiaomi. Działa bez zarzutu, ma rewelacyjną jakość zdjęć i filmów i do tego mało kosztuje! 

Mam nadzieję, że taki subiektywny przegląd sprzętu przez osobę, która nie zna się na za bardzo na kwestiach technicznych przyda się tym z was, którzy chcą nagrywać i jednocześnie nie chcą sobie zawracać głowy skomplikowanymi ustawieniami. Nie jestem specjalistką, ale jestem osobą zadowoloną ze sprzętu, którym nagrywam!

Dajcie znać w komentarzach czym wy nagrywacie i czy korzystacie z któregoś z tych urządzeń, które wymieniałam w tym wpisie.

Dzięki i miłego dnia 


piątek, 1 listopada 2019

Skąd bierzesz tyle energii i uśmiechu? Życie nie jest wcale takie łatwe!

To pytanie, które często zadajecie na Live Streamach na youtube.

Czas rozłożyć ten temat na czynniki pierwsze, mam nadzieję, że ten wpis będzie pomocny. Jeżeli znajdujesz się w takim miejscu w życiu, że masz wrażenie, że wszystkie problemy spadły na Twoją głowę, że inni mają lepiej i nie wiesz już jak sobie radzić z problemami; to przeczytaj proszę ten tekst bo czas na zmiany.

Na początku zaznaczę, że nie mam wykształcenia psychologicznego i w tym wpisie pojawią się porady wynikające z moich doświadczeń oraz wiedzy, którą zdobyłam na różnych etapach mojego życia.

Wiele razy słyszałam od moich znajomych, że jestem dobrym słuchaczem i czasami oni po prostu potrzebują się komuś wygadać. Mam nadzieję, że to prawda ;). Czasami rzeczywiście człowiek musi się wygadać i wyrzucić z siebie to, co leżu mu na sercu. Czasami jednak potrzebujemy konkretnych porad, albo wskazówek, bo być może robimy coś źle.

Pozwólcie, że polecę banałem
SZKLANKA MOŻE BYĆ W POŁOWIE PUSTA, ALBO W POŁOWIE PEŁNA

Mam nadzieję, że nie zabrzmiałam jak Paulo Coelho haha, jednak sama bardzo utożsamiam się z tym stwierdzeniem.

Już tłumaczę, jak to widzę.

Nie wspominałam o tym na youtube, ale kiedy przestałam pracować w TVN byłam bardzo przybita. Nie sprawdziłam się w telewizji na żywo... Nie wykorzystałam swojej wielkiej szansy... Tak bardzo mi zależało...
Co zrobiłam kiedy straciłam prace w TV? 
Na początku zaczęłam się nad sobą użalać i myśleć o tym, że przecież są dziennikarze pracujący na wizji, którzy słabiej pracują niż ja. Automatycznie poczułam się niesprawiedliwie potraktowana i czułam się jak ofiara. Pozwoliłam sobie na takie emocje, bo po prostu byłam przybita.
Jednak po dwóch dniach takiego użalania się nad sobą powiedziałam DOŚĆ.

Można powiedzieć, że  przeprowadziłam taką wewnętrzną rozmowę sama ze sobą.

Po pierwsze - nikt przecież nie zapłaci za mnie rachunków! Musze znaleźć nową pracę!

Po drugie - czy co przyniesie mi użalanie się nad sobą? Absolutnie nic! 
- Czy sprawi, że poczuję się lepiej? - Nie, wręcz przeciwnie!
- Czy sprawi, że odzyskam pracę? - Nie! 
- Czy pomoże mi znaleźć nową pracę? - Nie!

Po trzecie - sama przed sobą przyznałam, że nie jest to pierwsza sytuacja w moim życiu, która wywołała we mnie negatywne emocje i na pewno nie ostatnia, więc czas dorosnąć i nauczyć się sobie radzić z takimi sytuacjami

Można by powiedzieć, że to przecież oczywiste oczywistości, ale potrzebowałam niektóre sprawy przepracować w swojej głowie.

To był bardzo ważny moment w moim życiu, choć wtedy jeszcze nie z dawałam sobie z tego sprawy.
Nadal czułam się przygnębiona, ale zamiast użalać się nad czymś, na co nie mam już wpływu, postanowiłam skupić się na tych sprawach, na które mam realny wpływ!

Zacisnęłam zęby i znalazłam pracę, która nie była szczytem moich marzeń, ale przy oszczędnym gospodarowaniu pieniędzmi byłam w stanie opłacić mieszkanie, utrzymać się i jeszcze trochę kasy odłożyć.

Pracowałam wówczas po 12 godzin 4-5 dni w tygodniu i jednocześnie pracowałam nad otwarciem własnej firmy. Pierwszy raz stworzyłam stronę internetową, dzięki poradnikom online, zarejestrowałam swoją własna działalność i słuchajcie! Wszystko zaczęło powoli ruszać.

Postanowiłam też wyjechać znowu za granicę (w tamtym czasie rok mieszkałam w Polsce). Nie byłam zadowolona z mojego mieszkania, nie byłam zadowolona z mojej pracy, ale skupiłam się na celach, które chciałam osiągnąć.

GROSZ DO GROSZA A BĘDZIE KOKOSZA

Kolejne powiedzonko, z którym się utożsamiam :).
Oczywiście chodzi tutaj o kwestie finansowe, ale nie tylko! 

W tamtym czasie wydawałam pieniądze tylko na sprawy, które były dla mnie niezbędne. Odkładałam każdą możliwą złotówkę i w miarę możliwości brałam też dodatkowe dyżury.

Oprócz kwestii finansowych starałam się również skupić na tym, żeby zorganizować kwestie, których nie rozumiałam i które był dla mnie trudne. Mam tutaj na myśli sprawy związane z założeniem własnej działalności gospodarczej, otwarciem strony.

Zaczęłam też planować wyjazd za granicę i organizować te kwestie, na które miałam wpływ.

To jednak nadal nie zmieniło do końca mojego dołka emocjonalnego. Nadal czułam się wewnętrznie przybita, w końcu od dziecka chciałam pracować w telewizji i kiedy w końcu się udało, to nie podołałam... Swoje negatywne emocje zmieniałam jednak na działanie, a nie użalanie się nad sobą i to przyniosło świetne rezultaty! 
Udało mi się zwlec z łózka i zmusić do działania.

Dalej starałam się pozbyć negatywnych emocji siedzących w mojej głowie i wtedy przeczytałam jakiś randomowy artykuł, w którym autor opisał nasze oczekiwania względem życia, jako największą pułapkę, w którą sami siebie łapiemy.

Niestety nie wszystko w naszym życiu potoczy się tak, jak zaplanowaliśmy. Jeżeli w naszej głowie pojawi się konkretna wizja, to bardzo ciężko będzie ją w 100% zrealizować tak, jakbyśmy chcieli.

Jeżeli wymarzymy sobie księcia z bajki i będzie to bardzo wyraźny obraz w naszej głowie, to w prawdziwym życiu dopadnie nas rozczarowanie.

Każdy aspekt naszego życia działa w ten sposób.

Jeżeli oglądając serial przyjaciele, tak sobie wyobrazicie waszą paczkę znajomych, to najprawdopodobniej nie docenicie przyjaźni, które macie, bo przecież nigdzie nie znajdziecie wiernych kopii Phoebe, Chandlera, czy Rossa.

Przeczytałam w tamtym artykule, że najlepszym rozwiązaniem, jakie możemy zastosować to ograniczenie naszych oczekiwań to minimum. 

Nie chodzi o to, żeby mieć niskie standardy hahaha

Chodzi o to, żeby nie układać sobie scenariuszy w życiu a raczej reagować i dostosowywać się do tego, co nas w życiu spotyka.
Ja od dziecka widziałam się w pracy w telewizji, więc kiedy to nie wypaliło, moje życie legło w gruzach, bo miałam na siebie konkretną wizję. A wiecie, co mogę teraz powiedzieć? Teraz cieszę się, że ta praca nie wypaliła i to z wielu różnych względów.
Najprawdopodobniej nie byłabym szczęśliwa mieszkając w Polsce i wykonując tamtą pracę.

Zajęło mi jednak dużo czasu zrozumienie tego wszystkiego i przepracowanie niektórych tematów. Podobnie jest z kwestiami związkowymi.
Każde moje rozstanie mocno przeżywałam i rozpadałam się na kawałki, ponieważ ja już sobie zaplanowałam, jak będzie wyglądało moje życie! A tu nagle zderzenie z rzeczywistością...

Nawet jeżeli jedziecie na wakacje, to postarajcie się nie wyobrażać sobie jak cudowne będą to wakacje, że wszystko będzie idealnie itd. Nic nie jest idealne, a jeżeli postawicie poprzeczkę zbyt wysoko, to przyniesie wam to więcej złego niż dobrego.

Ja nadal ekscytuję się wieloma sprawami i nie mogę się doczekać wielu rzeczy, ale dopuszczam do siebie dużą dozę zdrowego sceptycyzmu. Nie po to, żeby się zdołować, ale żeby po prostu nie zaskoczyć się negatywnie, a wręcz przeciwnie! Wolę, aby życie mnie zaskoczyło pozytywnie.

Trochę kojarzy mi się to z sylwestrem. Nie wiem, czy macie podobnie, ale sylwester w moim życiu, to zazwyczaj straszny niewypał! Oczekiwania są niesamowicie duże! Do tego atmosferę podgrzewają media, nawijając o nowym roku na kilka tygodni przed 31 grudnia. Trzeba wymyślić sobie postanowienia, kupić ciuchy na imprezę, może nawet postawić na nowy look... Presja jest ogromna!

Każdy spodziewa się imprezy roku i przez to zazwyczaj jest klapa.

Jednocześnie bardzo często najfajniejszymi imprezami okazują się być te spontaniczne, których nie planowaliśmy.

Po zdaniu sobie sprawy z tych czynników moje życie stało się bardziej pozytywne i ja sama lepiej reaguję na negatywne sytuacje, których i tak nie unikniemy w życiu.

Uświadomienie sobie, że to ode mnie zależy jak zareaguję w trudnym dla mnie momencie sprawiło, ze zaczęłam nad sobą pracować. Nie mówię, że teraz wszystko jest ok! Ale kiedy spadają na mnie problemy staram się skupić na pozytywnych skutkach tej sytuacji i na tym, co mogę dobrego wynieść z tego wyzwania, które na mnie spadło!

Koniec końców, każda negatywna sytuacja może być dla nas ogromną lekcją. Może być, ale nie musi, to już zależy tylko od nas samych.

Pani córka powinna zostać modelką! Proszę tylko najpierw zapłacić, a my wszystko zorganizujemy....

Jeżeli kiedykolwiek usłyszycie takie słowa w świecie modelingu - uciekajcie! To oszustwo.

Niestety moja mama usłyszałam takie właśnie słowa i obie zostałyśmy oszukane.


Zacznijmy jednak od początku.

Kiedy byłam dzieckiem byłam najwyższa w klasie, najchudsza i dość mocno się wyróżniałam. Często słyszałam, że wyglądam jak kościotrup, ale też często słyszałam, że powinnam zostać modelką (albo pianistką, bo podobno mam długie palce, jednak kariera przeleciała mi koło nosa, bo nigdy nawet nie zagrałam na pianinie).
Moja mama też słyszała od koleżanek, czy cioć, że warto spróbować i zapisać mnie do agencji modelingowej.
Kiedy miałam jakieś 13 lat moja mama znalazła ogłoszenie w gazecie i postanowiła, że raz kozie śmierć i spróbujemy podziałać w tym temacie. Mama zadzwoniła pod numer z ogłoszenia, bardzo sympatyczna Pani zaprosiła nas na spotkanie i już kilka dni później siedziałam na spotkaniu w agencji modelek, jak wówczas sądziłam. 

Doskonale pamiętam też nazwę ów agencji, więc chętnie się z wami podzielę. Zostałam zaproszona do agencji AndyMax.
Później okazało się, ze jest to agencja dla dzieci, ale my o tym nie zostałyśmy poinformowane.

Kiedy byłam dzieckiem dostęp do informacji nie był tak łatwy jak teraz, więc sprawdzenie opinii na temat jakiejkolwiek firmy był niestety niemal niemożliwy. 

Zarówno ja, jak i moja mama uważałyśmy, że każda agencja modelek jest uczciwa i, że nie ma czegoś takiego jak przekręty w tej branży... Oh, jak można być tak naiwnym...

Wracając do tematu - zostałyśmy bardzo miło przywitane z moja mamą. Agentka, która przyjęła nas w biurze, kiedy mnie zobaczyła od razu zaczęła komplementować mój wygląd i mówić, że właśnie kogoś takiego szukają do agencji! Że z nieba im spadłam i że z takim wyglądem nie tylko od razu zacznę pracować, ale też zrobię międzynarodową karierę! 
W mojej młodej, dziecięcej głowie pojawiła się wizja, jak to stoję przed aparatem największych fotografów na świecie! Podróżuję pomiędzy nowym  Nowy Jorkiem, a Sydney (oczywiście prywatnym samolotem) itd, itd...
Podekscytowana tą myślą, wiedziałam, że muszę jak najszybciej zacząć pracować z tą agencją. Wiedziałam, że tutaj odmowa nawet nie wchodzi w rachubę. Moje mama również wyglądała na zainteresowaną tym o czym "agentka" nam opowiadała.
Zresztą, co tutaj się dziwić. Która mama nie chciałaby dla swojego dziecka kariery, pieniędzy i spełnienia marzeń?
Kiedy wyglądało już na to, że obie jesteśmy przekonane i od jutra będą znaną modelką, pojawił się jedno, ale dość mocne ALE.
Pani "agentka" powiedziała - chcemy pracować z Pauliną od zaraz, ALE potrzebujemy zdjęć. Bez portfolio nie możemy zacząć.
- proszę się nie martwić, całą sesję zorganizuje nasza agencja, Paulinka będzie miała piękne zdjęcia, dzięki którym od razu zacznie zarabiać!
Chcemy, żeby zdjęcia były jak najlepsze, więc zatrudnimy NAJlepszego fotografa, ale trzeba mu zapłacić.
Sesja będzie kosztowała 400 zł!

Przypomnę tylko, że był to rok 2001, więc 400 zł było warte o WIELE, WIELE więcej.

Moja mama powiedziała nie! A w moich oczach pojawiły się łzy! Jak to? Czyli nigdy nie zostanę znaną modelką? Nigdy nie będę latać prywatnymi odrzutowcami? Nie będę zarabiać milionów za nic nie robienie? Mój świat legł w gruzach.

Czym prędzej zaczęłam przekonywać moją mamę, że 400 zł to nie jest tak duży wydatek, w perspektywie kokosów, które przecież od razu po podpisaniu umowy zacznę zarabiać. W końcu Pani mi obiecała...
Mama powiedziała, że coś jej tutaj nie pasuje i sytuacja wydaje się jej podejrzana. W końcu skoro agencja widzi we mnie taki potencjał, to dlaczego oni we mnie nie zainwestują? W końcu jak sama agentka przekonywała od razu zacznę pracować i zarabiać pieniądze.

Dla mnie jednak ta sytuacja w ogóle nie była podejrzana! Dla mnie liczyła się tylko wielka kariera, o której przed chwila usłyszałam. Płacząc i szlochając zaczęłam przekonywać moją mamę, żeby zmieniła zdanie, jednak wydawała się być nieugięta. W końcu stanęło na tym, że miałyśmy cała sprawę przemyśleć i dać ostateczną odpowiedź w ciągu tygodnia.

Wychodziłam z agencji płacząc mojej mamie na ramieniu i błagając, żeby nie niszczyła moich marzeń.
Wiedziałam, że przekonam mamę do "zainwestowania 400 złotych", które miały być przepustką do międzynarodowej kariery.

Udało się! Zajęło mi to tydzień, nie było łatwo, ale mama mi uległa!

Zapłaciła 400 złotych agencji, podpisała umowę i kilka dni później zestresowana szłam na pierwszą umówioną sesję zdjęciową.

Studio wyglądało niesamowicie! Ten widok powalił mnie na kolana! Teraz, kiedy sobie o tym myślę, to chce mi się śmiać, bo studio to był mały pokój, z jakąś czarną szmatą zakrywającą ścianę i dwie lampy, ale wówczas to było najbardziej profesjonalne studio na świecie!
Wątpliwości pojawiły się u mnie  podczas makijażu. Moja makijażystka zaczęła malować mi oczy jaskrawym zielonym cieniem... Pamiętacie makijaże popularne w latach 90'? Właśnie coś takiego zaczęło pojawiać się na mojej buzi, niestety nie dość, że koncepcja była słaba, to wykonanie tez nie powalało na kolana. Lewe oko wyglądało zupełnie inaczej niż prawe. Miałam wrażenie, że sama lepiej wykonałabym ten makijaż.
Ale to nie ostudziło mojego zapału! W końcu kto przejmowałby się brzydkim makijażem, kiedy za chwilę zaczynałam sesję otwierającą mi drzwi do kariery?

Fotograf niestety okazał się być kompletnie aspołeczną osobą, która nie powiedziała mi co robić, jak pozować, czy jaka jest chociażby koncepcja tej sesji. Stałam więc jak słup soli a on cykał zdjęcia.

Agencja przekonywała mnie jednak, że to najlepszy fotograf! Byłam więc przekonana, że tak właśnie wygląda współpraca z fotografem. 
Czułam się niekomfortowo, fotograf nie postarał się nawet, żeby wzbudzić moją sympatię, ale pomyślałam, ze tak wygląda ta branża i że zdjęcia na pewno powalą mnie na kolana.

Nadmienię jeszcze, że w tamtych czasach panowała moda na bardzo cienkie brwi i niestety ja tej modzie uległam i zrobiłam coś żenującego, co teraz wywołuje mnie u śmiech na samo wspomnienie o tym, jak wyglądałam :).
Kiedy miałam 13 lat chwyciłam za golarkę i wygoliłam sobie brwi na kształt cienkiego paseczka! Wyglądało to strasznie! Ja sama również nie byłam zadowolona z efektu końcowego. 
I wiecie co? I podczas tej profesjonalnej sesji makijażystka nawet nie wyrównała kształtu moich brwi...

Dużo rzeczy podczas tej sesji mi nie grało, ale dalej byłam przekonana, że już za kilka dni stanę się top modelką, w końcu "Pani mi obiecała"

Sesja dobiegła końca, kilka dni później dostałam wydrukowane zdjęcia, włożone do jakieś zbyt dużego i zbyt ciężkiego albumu, który wyglądał po prostu śmiesznie. 

"Agencja" nigdy więcej się do mnie nie odezwała...

Moja mama dzwoniła do nich kilka razy, mówili że szukają zleceń, ale jest słaby sezon. 
- proszę się nie martwić, Paulinka niedługo zacznie pracować i zarabiać duże pieniądze - "agentka" nigdy do mnie nie zadzwoniła, nie dostałam ani jednego zlecenia, a niestety moja mama straciła 400 złotych.

Zdjęcia które dostałam były tak brzydkie, że wstyd mi było je komukolwiek pokazać.

Moje marzenia legły w gruzach - nie zostanę top modelką! Nie będę pracować przy sesjach zdjęciowych.... 

Ta agencja nie tylko okradła moja mamę z pieniędzy, ale również mnie z moich marzeń. Zostałyśmy perfidnie oszukane. 
W modelingu nigdy nie ma gwarancji na pracę, ale w tej agencji byłyśmy zapewnione o wielkiej karierze!

Pamiętajcie - jeżeli jakaś agencja każe wam płacić za sesję z własnej kieszeni - uciekajcie!

czwartek, 31 października 2019

Jak to NIE JESZ MIĘSA?

Części z was tytuł może wydać się dziwny. Kogo w obecnych czasach może zdziwić to, że ktoś nie je mięsa? W końcu dieta wegetariańska, czy wegańska jest obecnie tak popularna, że moim skromnym zdaniem za kilka lat w państwach zachodnich będzie więcej osób wege niż mięsożerców (a przynajmniej taką mam nadzieję :D ).
Ja jednak zmieniłam swoją dietę ponad 20 lat temu! Uwierzcie mi - w tamtych czasach Polska nie była wege - friendly. Wręcz przeciwnie! Pytanie "jak to nie jesz mięsa" słyszałam kilka razy dziennie.

To pytanie pojawiało się nie jako atak, ale bardziej jako zdziwienie i szok, że JAK TO?! 
20 lat temu większość osób uważała, że po prostu nie ma obiadu bez mięsa, no bo jeżeli nie jesz mięsa, to co Ty w ogóle jesz?

Może to zabrzmieć nieco zabawnie, ale dla niektórych osób obiad bez mięsa to nie obiad, a sałatka to nie danie tylko dodatek do czegoś. W obecnych czasach raczej nikogo nie dziwi to, że są restauracje wegetariańskie, to że na stacjach benzynowych można kupić wegańskie hot dogi itd

Kiedyś nie było tak łatwo. 

Ja sama nie pamiętam dokładnie kiedy przestałam jeść mięso, bo najpierw musiałam stoczyć długie boje z moimi rodzicami, którzy nie zgadzali się na to, żebym została wegetarianką. Kiedy byłam młodsza wściekałam się na to i nadal uważam, że każdy człowiek (oczywiście w tym również dzieci) powinien odżywiać się tak, jak ma na to ochotę, tak długo, jak jego dieta jest zdrowa i jeżeli potrafi swój wybór sensownie uargumentować. Z drugiej strony jednak teraz nie mam pretensji do moich rodziców, bo oni zostali wychowani w taki a nie inny sposób i swoimi zakazami chcieli dla mnie jak najlepiej.

Niestety przez różnicę w naszych poglądach musiałam zachowywać się jak partyzant przez jakiś rok i chować mięso, które dostawałam na talerzu, a którego nie chciałam zjeść. Nie jestem z tego dumna, ale nie do końca wiedziałam jak sobie poradzić w tamtej sytuacji.

Teraz wydaje mi się, że poczytałabym artykuły dotyczące wegetarianizmu, pokazała rodzicom, że jest to dieta, która może być zdrowa i że nic mi nie grozi tak długo, jak będą jadła zdrowo. teraz bym tak zrobiła, ale wówczas byłam młodą i porywczą prawie nastolatką haha. Hormony we mnie buzowały, chciałam za wszelka cenę postawić na swoim i nawet nie do końca zastanowiłam się jak przekonać do tego wszystkiego moją mamę. 
Inną sprawą było jeszcze to, że wówczas internet dopiero stawał się popularny i różnie było z dostępnością do niego. Nie mogłam sobie tak swobodnie wyszukać wszystkich artykułów dotyczących wegetarianizmu. Jeżeli jesteście młodsi, to powiem was, że ja niestety nie mogłam wyszukać odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania na moim smartfonie w ciągu kilka sekund bo... nie miałam internetu... ani smartfona xD
Takie czasy!

Prowadziłam więc wojnę domową o zmianę diety i nie wiem jak długo by ona trwała, gdyby nie moja siostra! Ta bardziej rozsądna z naszej dwójki! Ta, której rodzice zawsze mogli zaufać i ta, która jak się za coś wzięła, to wiadomo, że zamknęła sprawę do końca. Moja siostra postanowiła spróbować dietę wegetariańską i to było moje wybawienie! Moja mama w końcu przestała we mnie wmuszać mięso!
Dalej jednak martwiła się o moje zdrowie, więc miałyśmy umowę, że będę regularnie robić badania krwi, tak żeby mieć pewność, że nie mam anemii ani awitaminozy. 

Układ mi odpowiadał, a wyniki zawsze wychodziły idealne!

Kolejne problemy pojawiły się z lekarzami. Niestety, lekarze wykształceni w czasach, w których mięso było podstawą, nie starali się nawet otwierać na nowe badania, które wyraźnie pokazywały, że dieta wegetariańska może zdrowa i urozmaicona. Nie pomagała w tym temacie również budowa mojego ciała! 
Od dziecka byłam bardzo szczupła. Nie dlatego, że byłam niejadkiem - wręcz przeciwnie! Od zawsze uwielbiałam jeść, ale jednocześnie byłam niesamowicie aktywna fizycznie i kalorie spalałam bez większego wysiłku.

Od dziecka słyszałam, że powinnam przytyć i że wyglądam niezdrowo, starałam się więc przytyć, ale nic nie pomagało. Od dziecka więc lekarze wmawiali mi niedowagę, anemię i wszystko, co najgorsze. Jaki było ich zdziwienie, kiedy okazywało się, że jestem przykładem zdrowia! 
To znaczy, według nich nadal tak nie było... Nadal było ze mną coś nie tak i nadal wmawiali mi, ze jestem za chuda, chociaż odżywiałam się zdrowo. 
A teraz wyobraźcie sobie, że lekarze maja takie nastawienie do mojej osoby, a ja przechodzę na wegetarianizm... Ale się nasłuchałam hahah
Dziś chce mi się z tego tylko śmiać, zwłaszcza w kontekście współczesnych badań, które jasno wskazują, że dieta wegetariańska nie musi być niezdrowa.

Czy dieta wegetariańska zawsze jest zdrowa? NIE
Czy dieta mięsna jest zawsze zdrowa? NIE

Wszystko zależy od tego co, kiedy i w jakich ilościach jesz!
Każda dieta wymaga od nas zdrowego rozsądku

Lekarzy, którzy nawet nie starali się wykazać zrozumieniem po jakimś czasie zaczęłam ignorować. To znaczy - nadal robiłam badania okresowe, chodziłam na szczepienia itd itd, ale nie brałam do siebie ich gadania.

Kolejne schody pojawiły się w szkole!

Okazało się, że przygotowanie kanapek z serem na szkolne wycieczki było zbyt dużym wyzwaniem. 
Kanapki z serem i szynka - luzik!
Kanapki z samym serem - niestety, zbyt trudna sprawa!

Zaczęłam więc przygotowywać własne kanapki, ale teraz myślę sobie, że to jakiś żart, bo te kanapki nie były za darmo, tylko były przygotowywane za pieniądze z komitetu rodzicielskiego, czy innych składek, które opłacali moi rodzice. Dziś postawiłabym na swoim. Wtedy po prostu dałam za wygraną.
Podobnie sytuacja wyglądała na koloniach, które przecież nie są darmowe. Informowaliśmy opiekunów, że nie jem mięsa, niestety często chodziłam głodna.
Na obiad były ziemniaki, sos z mięsem i surówka?
No to ja dostałam surówkę i ziemniaki polane tym samym sosem, w którym gotowało się mięso, ale pani kucharka wyciągnęła kawałki mięsa.
Na moje protesty zazwyczaj reagowała lekceważąco i kilka razy usłyszałam, ze ona nie poda mi jedzenia bez sosu, bo mięsa to ja sobie mogę nie jeść, ale potrzebuję składników odżywczych pochodzących z niego, więc sos powinnam zjeść...

FUCK THE LOGIC


Wszystko zaczęło się zmieniać z upływem czasu, kiedy osoby na diecie bezmięsnej przestały być traktowane jako ufoludki haha
Nadal są osoby, które uważają, że jestem nienormalna, ale mają prawo sądzić o mnie, co tylko im się podoba :)

Teraz przejście na dietę wegetariańską jest tak proste, że większość z was raczej nie musi mierzyć się z podobnymi problemami, z którymi ja musiałam sobie radzić. Aczkolwiek nie uważam, że było mi wyjątkowo ciężko! 
Nie odbierzcie tego tekstu, jako narzekanie. Po prostu dzielę się z wami moimi wspomnieniami i przemyśleniami.

Wydaje mi się, że teraz jest po prostu łatwiej, ale na pewno część z was męczyła się z pewnymi kwestiami i nie dla wszystkich zmiana diety była tak łatwa jak dla mnie!

Jeżeli nie jesz mięsa, albo planujesz przestać jeść mięso, to napisz proszę, co według Ciebie stanowi, albo może stanowić tutaj największy problem!

Jeżeli będę mogła pomóc to chętnie podpowiem w tym temacie, doradzę, albo po prostu wysłucham tego, czym chcesz się podzielić :).

Zapraszam również do obejrzenia mojego filmu na youtube, na którym również poruszam ten temat


Życzę wam miłego dnia i dziękuję, że jesteście ze mną!
BABAJ!

Trochę o mnie na dobry początek

Nie lubię pisać pierwszych postów, nie lubię nagrywać pierwszych filmów na nowy kanał na youtube... Nie lubię wykonywać tych pierwszych czynności, które wymagane są od nowych użytkowników. Jestem jedną z tych osób, które lubią działać, tworzyć i przechodzić do sedna sprawy od razu.
Jednocześnie jednak uważam się za osobę dobrze wychowaną i moja mama zawsze powtarzała mi, że odpowiednie przedstawienie się jest kwestią niezbędną. Nie chcąc zawieść mojej mamy, ani nadużyć waszego zaufania, które bezsprzecznie mi ofiarowaliście wchodząc na bloga i czytając ten post chciałabym się się przedstawić.

Nazywam się Paulina, ale możesz do mnie mówić Paula. W internecie funkcjonuję pod ksywką Pantinka, choć na żywo chyba nikt z moich znajomych się tak do mnie nie zwraca.

Od ponad 10 lat pracuję jako pełnoetatowa modelka i 10 lat temu wyprowadziłam się z Polski. Większą część tego czasu mieszkałam w Azji.

Od ponad 20 lat jestem na diecie wegetariańskiej, a od kilku miesięcy stosuję dietę wegańską i czuję się z tym bardzo dobrze!

Prowadzę kanał na youtube pod nazwą Pantinka, na którym pokazuje moje podróże, dzielę się przepisami, opowiadam o modelingu, czy pracy pogodynki. A no własnie, pracowałam też w telewizji, jako pogodynka w Polsacie i w TVNie. Była to krótka ale intensywna i ciekawa praca.

Obecnie mieszkam na Bali, adoptowałam bezdomnego psa uratowanego z pola ryżu i od czasu do czasu udzielam się jako dom tymczasowy dla innych psiaków, które potrzebują pomocy.

Kocham zwierzęta!

Mam nadzieję, że ten krótki opis mojej osoby da wam podgląd na to, jakie kwestie najczęściej będę poruszała na tym blogu :).
Zapraszam do komentowania, bo chciałabym tutaj prowadzić rozmowę, a nie jedynie monolog!

Dziękuję, pozdrawiam i BABAJ!